
Nadszedł czas na odsłonę kolejnej z gór otaczającej Ateny.
Pendeli to najmniej doceniana góra Aten. Mało kto zwraca w jej stronę swój wzrok, bo stoi w cieniu dwóch sióstr i nie wygląda by coś miała ciekawego do zaoferowania. Zwłaszcza po seriach pożarów nikt już nie myśli by ją odkrywać.
Od strony widocznej z miasta nie robi w ogóle wrażenia. Łyse, skaliste wierzchołki zniechęcają do zagłębienia się w jej piękną historię.
Postaramy się ją Wam trochę przybliżyć.
Gdy tej górze poświęcimy trochę czasu odkryje przed nami swoje prawdziwe piękno i pozwoli na odkrywanie siebie, bo ma do zaoferowania coś czego nie mają jej siostry – Parnitha i Imittos (Hymet). Skrywa wiele nieodkrytych klejnotów. Niepowtarzalność tej góry może Was zachwycić, tym bardziej że jest w zasięgu waszego wzroku i celu do osiągnięcia.
Gdzie Was zabierzemy i co pokażemy?
Przez kilka lat jeżdżąc tam do pracy przyglądałam się z zaciekawieniem tej górze. W tym czasie poznałam dużo osób, które znały ją bardzo dobrze i mogły mi opowiedzieć o każdej ukrytej tam ścieżce. Poznałam ludzi, którzy z wielką miłością troszczyli się o nią i każdy swój wolny czas poświęcali na jej sprzątanie lub na odkrywanie nowych miejsc. Spotkałam także takie osoby, które z ogromną determinacją wspinały się na jej szczyty rowerami i to od nich poznałam najciekawsze atrakcje jakie skrywa.
Zapraszamy na wędrówkę po Pendeli.
Góra jest w dużej części pokryta lasem (około 60 lub 70%) i można ją zobaczyć z południowych Aten, równiny Pedia, Parnitha i południowej części północnych przedmieść Aten. Domy otaczają górę, zwłaszcza w Vrilissia, Penteli, Ekali , Dionysos i na północ od Gerakas. Na jej zboczach leży m.in. gmina Πεντέλη – Pendeli, od której szczyt wziął swą nazwę (gr.: Pentelikon – „należący do Penteli”). Jej szczyt Pyrgari (Πυργαρι) osiąga 1109 metrów, a otoczona jest wieloma niewielkimi wzgórzami, takimi jak Pyriza, Agios Panteleimon, Kastri, Vigla, Koufos i Dionysovouni.
Od starożytności, północna część góry (z Aten niewidoczna) stanowi miejsce działalności kamieniołomu i kopalni marmuru pentelickiego. W V p.n.e. przywódca Ateńczyków – Perykles sprowadził z niej, do odbudowy miasta po wojnie z Persją, 180 tysięcy ton marmuru.
Marmur pentelicki, bo właśnie o niego chodzi, charakteryzuje się jednolitą bielą, która z czasem może przybrać odcienie koloru jasnożółtego i nabrać ciepłego zabarwienia, przez co zyskuje na wartości. Niekiedy może zawierać nieregularne, drobne żyłki koloru zielonego.
Nazwa tej odmiany pochodzi od nazwy góry Pentelikon, gdzie marmur wydobywano już w starożytności od IV w. p.n.e. Kamieniołomy znajdowały się w odległości ok. 14 km od Aten, na południowo – zachodnim zboczu góry na wysokości ok. 500–1000 m n.p.m. Według zachowanych źródeł pisanych funkcjonowało wówczas 25 kamieniołomów, w których wydobywano ok. 400 tys. m³ kamienia.
Marmur pentelicki był używany do budowy budynków w starożytnych Atenach, zwłaszcza do budowy Akropolu. Obecnie starożytny kamieniołom jest chroniony prawem i służy wyłącznie do pozyskiwania materiału na potrzeby Projektu Restauracji Akropolu. Droga używana do transportu bloków marmuru z kamieniołomu na Akropol w starożytności była ciągłym zjazdem w dół i podążała za naturalnym ukształtowaniem terenu. Został on zbadany i w pełni udokumentowany przez głównego architekta renowacji Akropolu, profesora Manolisa Korresa, w jego wielokrotnie nagradzanej książce „Od Pentelikonu do Partenonu”.
Dotąd zachowała się jedna trasa transportowa na wysokości 700 m n.p.m., gdzie po północnej stronie góry Penteli, w szczególnym środowisku naturalnym, w miejscu „ALOULA” Dionissos – Attyka znajduje się „Otwarte Muzeum Tradycyjnej Sztuki Kamieniołomów”. Muzeum jest usytuowane na otwartej przestrzeni i ma łatwy dostęp od strony dzielnicy Dionissos. Jest to miejsce ukazujące całą historię wydobywania marmuru. Miłośnicy tego rzemiosła powinni wpisać to muzeum na swoją listę must see!!!!
Jest to wspaniały skansen sztuki kamieniołomów w otoczeniu natury z dostępnymi i łatwymi ścieżkami.
My postanowiliśmy zobaczyć to na własne oczy, wybierając oczywiście transport rowery.
Czy to był dobry pomysł? Jak najbardziej. Miłośnicy rowerów górskich MTB zaznają tam mnóstwo ekscytujących wrażeń z podjazdów a później zjazdów.
W naszym wykonaniu to było trochę utrudnione, bo nasze rowery nie są przystosowane do takich terenów, więc trudniejsze odcinki wspinaczki przeszliśmy pieszo, ale u boku naszych „maszyn”. Nie przeszkadzało nam to. Przecież o to chodzi – my się nie poddajemy damy radę, zdobędziemy to miejsce kolarką i gravelem. 💪
Były odcinki, gdzie mogliśmy choć trochę popedałować. W powrotnej drodze, przy zjeździe czuliśmy wielką satysfakcję z tego, że udało nam się wtargać rowery na sam szczyt. Dało się zjechać nawet kolarką i jak mawiamy: “nie ważne czym, ważne że się umie!”.
Opiszę trochę drogę na szczyt, bo robi naprawdę ogromne wrażenie.
Główne wejście na ścieżkę prowadzi do muzeum, od strony Dionissos. My oczywiście wybraliśmy drogę na skróty czyli ostro pod górkę, czerwoną ziemistą ścieżką. Uwielbiamy obierać tego typu drogi, bo często odkrywamy coś fajnego i tym razem ujrzeliśmy piękną panoramę na okolicę a między domami ujrzeliśmy dom inny od reszty. Architektura w stylu japońskim, tego na co dzień nie ujrzymy.
Ruszyliśmy dalej dojeżdżając do skrzyżowania w środku lasu. Jedna ścieżka prowadzi ostro w górę a znak informował, że właśnie tam mamy się kierować, jeżeli chcemy dotrzeć do naszego celu.
Druga zaprowadzi Was do Źródło Solinari (Πηγή Σωληναρίου). Najpierw spotkacie fontannę, która nie ma już wody, ale przestrzeń wokół niej jest pięknie zagospodarowana. Jest też kamienny stół, na którym można zrobić sobie piknik. Nowa fontanna z wodą znajduje się jakieś 50 m od starej i stamtąd też zaczyna się ścieżka, która zaprowadzi Was do kapliczek.
My wracamy na dróżkę prowadząca do muzeum. Tym razem ścieżka była pokryta kawałkami białego marmuru a wokół piękny iglasty las. Aż trudno uwierzyć, że raptem kilkaset metrów w dole toczy się normalne miejskie życie. Biała marmurowa ścieżka uformowana przez naturę nie należała do łatwych, ale po jakimś kilometrze wspinania się dotarliśmy do muzeum.
Och co to był za widok. Majestat natury w całej okazałości.
Wysokie, potężne skały otaczały muzeum, do którego dotarliśmy. Pośrodku placu znajdowały się ruiny dawnych budynków robotniczych. Po lewej stronie znajduje się ścieżka prowadząca aż na sam szczyt. Jest oznakowana, więc kierujcie się za czerwonym znakiem z napisem Solinari (Σωληνάρι).
Polecam się wspiąć schodami na sam szczyt, bo stamtąd ujrzycie kamieniołom w całej okazałości, na tle panoramy dzielnic i lasu. Coś pięknego i takie widok zapadną Wam głęboko w pamięć.
Wracając na główny plac po prawej stronie widzimy znak informujący, że ścieżka, którą widzimy dotrzemy do kapliczki Agios Loukas (Άγιος Λουκάς). Zanim tam wyruszymy, jeszcze trochę czasu poświęcimy na dokładne poznanie muzeum. Przez dłuższy czas byliśmy sami, jednak w którymś momencie zauważyliśmy pielgrzymki rodzin, miłośników wspinaczki górskiej i zapalonych wędrowców. Miejsce zapełnia się śmiechami, szczekaniem piesków, radosnymi pokrzykiwaniami dzieci i okrzykami zatroskanych mam szukających swoich pociech w kamieniołomie.
Przyszedł czas by oddalić się od tego gwaru. Obraliśmy nasz kolejny szlak – w stronę kapliczki. I tu również doznaliśmy wielkiego zaskoczenia różnorodnością flory. Pierwszy odcinek to skały i kolejny kamieniołom. Po drodze widzimy kunszt ludzkiej pomysłowości, czyli wybudowaną specjalną drogę do transportowania marmuru. Przypominała ogromnym mur prowadzący równo i z precyzją na sam dół.
Dochodząc do końca drogi wchodzimy na wąską dróżkę prowadzącą między bogatą gamą krzaczków z ziołami, kwiatami i małymi drzewami. Po kilkunastu metrach ścieżka zagłębia się w gęsty iglasty las. Podłoże ścieżki również się zmienia – z ubitej ziemi przechodzimy na kamienną, by za chwilę znów poczuć pod nogami ziemię. I nagle z gąszczu lasu wyłania się malutka biała kapliczka. Coś wspaniałego. Cała droga z muzeum do kapliczki trwała jakieś 20 minut a dała nam wiele radości i możliwość relaksującego spaceru w otoczeniu cudownego krajobrazu.
Szczerze, nie chciało nam się wracać, bo w zaciszu lasu wyłaniały się różne inne dróżki, którymi bardzo chętnie byśmy się przeszli. Prowadziły one do kolejnych kapliczek, które znajdowały się w pobliżu.
Kapliczka Świętego Nikitas (Άγιος Νικήτας). Cudowny kamienny kościółek usytuowany w głębi dionisojskiego lasu.
Profitis Ιlias (Προφήτης Ηλίας) Ładny XVII – wieczny kościółek.
Nie musimy być miłośnikami kapliczek, ale wędrówki do nich są warte wysiłku. Każdy kościółek znajduje się 15 min spaceru – jeden od drugiego leśnymi drogami.
My jednak musieliśmy wracać, a te ścieżki zostawimy sobie na następny wypad w te okolice.
Wróciliśmy do muzeum i zauważyliśmy, że naprawdę tłoczno się zrobiło. Dlatego lubimy wcześnie rano wybierać się w takie miejsca.
Zabraliśmy nasze rowery i z uczuciem lekkości na duszy mogliśmy spokojnie zjeżdżać w dół.
Wracaliśmy pełni radości, przepełnieni wdzięcznością za to, że mogliśmy zobaczyć ten cud natury. Cała droga dała nam mnóstwo satysfakcji, że odwiedzamy takie miejsca na rowerach. Jadąc autem czy autobusem nie ujrzelibyśmy tych innych dróg, które prowadziły również do tego miejsca. W drodze powrotnej z dziecięcą radością gubiliśmy się jeszcze po lasku, który znajdował się u podnóża góry. Zdradliwe szyszki na ścieżkach, wąskie dróżki prowadzące nas nie wiadomo, gdzie, to wszystko pozwala nam doceniać takie chwile i odczuć prawdziwą radość z jazdy na rowerze.
Droga do muzeum i powrotna też dała nam cudowne uczucia i odkryła przed nami cudowne miejsca. Paweł pokierował nas mało znaną ulicą Rondon i jeżeli będziecie wybierać się autem w tamtym kierunku to polecam wybrać właśnie tę ulicę.
Powiem Wam szczerze, że nie chciało nam się wracać do Aten, ale oczywiście głód i późna pora zmusiły nas do obrania kierunku powrotnego.
Był to dzień pełen wrażeń i emocji.
Tak! Teraz mogę iść i podziwiać Akropol. Teraz znam całą jego historię od najmniejszego kawałka marmuru. Wiem: „skąd, jak, dokąd i dlaczego”. Teraz mogę usiąść, wpatrywać się w niego i wyobrażać sobie jak wyglądała ta piękna współpraca człowieka z naturą.
Kolejną piękną wyprawę, którą przeżyliśmy na tej górze była wyprawa rowerowa do wodospadu.
Tak! ta góra skrywa piękne wodospady. Być może niektórzy z was już słyszeli o jednym, ale o drugim, głęboko ukrytym na skraju góry, to już mało kto wie!
Zacznijmy od wschodzącej gwiazdy, czyli od wodospadu Valanari (Καταρράκτης Βαλανάρη).
Kiedy nie ma tam ludzi jest to magiczne miejsce, w którym możecie znaleźć chwilę zapomnienia przy szumie wodospadu.
Można tam dotrzeć różnymi drogami w zależności, od której strony zaczynacie swoją przygodę. My oczywiście wybraliśmy transport rowerowy. Najłatwiejszy i najpewniejszy.
Dołączyły do nas osoby, które tak jak my kochają turystykę rowerową i z taką grupą zrobilismy piękną przedwiosenną wycieczkę.
Wczesnym, niedzielnym rankiem ruszyliśmy drogą w kierunku Palini. Zrobiliśmy kilkanaście kilometrów i postanowiliśmy napić się kawy by nie targach kubków do celu!!! Termosy są pełne, ale mała poranna kawa zawsze dobrze robi.
Po wypiciu ruszyliśmy dalej. Na skrzyżowaniu ulic Leoforos Marathonos i Elaionon skręciliśmy w lewo by od razu przywitała nas wspaniała wspinaczka. O tak! zaczynamy zdobywać Pendeli. Od tej strony to sama przyjemność. Widoki były nieprzeciętne a im wyżej … tak, już to znacie – tym piękniej. 😁
Czuje się w nogach górkę, ale wiedzieliśmy po co pedałujemy. Szeroka, pusta, asfaltowa droga dawała poczucie wolności i swobody.
Kierowaliśmy się w stronę Drafi (Ντράφι).
Chciałoby się, by do celu było znacznie dalej, ale po kilkunastu kilometrach dotarliśmy do miejsca gdzie miał być wodospad.
Stanęliśmy, rozglądamy się, widzimy piękne góry, drogę, ale gdzie jest wodospad! Słyszymy jego szum, ale nie widzimy go. By znaleźć drogę do niego z głównej trasy musicie trochę poszukać, ale nie poddawajcie się – ona tam jest i czeka byście ją odkryli. Nie napiszę gdzie i jak, bo odbiorę Wam najpiękniejsze uczucie. Uwierzcie szukajcie ona jest!
My ją znaleźliśmy! Podjechaliśmy rowerami i stwierdziliśmy, że nie ma sensu targach rowerów w dół. Z góry było widać i słychać wodospad – czyli istnieje.
Nasz wspaniały towarzysz w przygodzie – Paweł – postanowił zostać na górze i pilnować rowerów byśmy mogły zejść do wodospadu.
Droga jest stroma, kamienista, ale do przejścia 💪. Jak mnie zapewniała znajoma, nawet jej 5 -letni synek dał radę to i wy dacie radę!!!!
Należy jednak uważać, bo po deszczu może być bardzo ślisko i ciężko.
Zgubienie się i źle obranie ścieżki jest w planie i bardzo ważne, bo wtedy widzimy inne oblicza miejsca, więc podążajcie za swoim instynktem nie za innymi. My tak zrobiliśmy i zanim zobaczyliśmy główną atrakcję, wylądowaliśmy na szczycie wodospadu, gdzie znajdują się dwa małe mini wodospadziki plus małe jeziorko.
Wróciliśmy na odpowiedni szlak i w pięknej scenerii ujrzałyśmy wodospad.
Najpiękniejsze było to, że przez dłuższy czas byliśmy sami i mogliśmy cieszyć się tym widokiem. Wtedy się rozumie dlaczego warto wcześniej wstać w niedzielę!
Zdjęcia mówią same za siebie i mogą jedynie zaostrzyć apetyt na taką wyprawę.
Najfajniejszą niespodzianką było to, że jedna z naszych miłośniczek rowerowych wypraw postanowiła dojść do nas. Dojść, ponieważ doznała kontuzji ręki i niestety dojechanie na rowerze nie wchodziło w grę, jednak chciała uczestniczyć w naszym odkrywaniu góry Pendeli i dołączyła wraz ze swoją rodziną i przyjaciółmi. W pięknej scenerii pendelowskiego wodospadu poznaliśmy Monikę i jej rodzinę. Dziękujemy. 🤗
Dodam jeszcze, że wodospady warto odwiedzić w dni po deszczu. Są wtedy intensywniejsze i bardziej spektakularne. Jeżeli ktoś chce pochlapać się w strumyczku to wybiera pory letnie. Woda cieplejsza, ale słabe wodospady. I tak, jak wielokrotnie podkreślam, pory roku w górach mają znaczenie dla jakości atrakcji. Wodospady są bardziej atrakcyjniejsze po porze deszczowej lub wczesno wiosennej.
Dlatego zawsze góry mają tyle do zaoferowania – zachwycają swoim pięknem o każdej porze roku.
Po wypiciu kawy z termosu przyszedł czas na wpinanie się do punku wyjścia. Na szczycie, jeszcze długo wspólnie rozmawialiśmy a później ruszyliśmy w powrotną drogę do domu.
A jeżeli jest już mowa o wodospadach to chcielibyśmy Wam pokazać najmniej znaną z naturalnych atrakcji tej góry – mianowicie wodospad Rapendosas (Καταρράκτης Ραπεντώσας).
Jest atrakcją, do której możecie dotrzeć autem, trasą dla piechurów lub rowerem, ale w niektórych miejscach targacie go na plecach!
To miejsce pokazał mi mój znajomy – wielki miłośnik tej góry i oczywiście rowerzysta. On tam dotarł rowerem, ale jak sam mówi, trzeba wytrwałości i samozaparcia. Inni znajomi pojechali autem i zrobili spacer do wodospadów, co też jest pięknym przeżyciem. Z głównej drogi wychodzi się na ścieżkę, która prowadzi do koryta rzeki.
Podążamy korytem rzeki a pod nogami szumi strumyk, wokół dzika przyroda a na koniec dostaje się taką piękną nagrodę. Czy warto to zobaczyć? Myślę, że tak – zwłaszcza zachwyci ludzi, którzy na co dzień muszą oglądać betonowe Ateny, a tu raptem godzina drogi i ma się taki cud natury.
Sama wędrówka korytem rzeki jest już wielką przyjemnością. Cisza, piękno, zapachy przyrody mogą ukoić nerwy codziennego życia w tym mieście. Muzyka dobiegającą z otaczającej nas natury będzie rozbrzmiewać jeszcze przez kolejne dni w naszych umysłach. Śpiew ptaków, szum rzeczki, szelest drzew i my sami pośrodku tego fenomenu. Sami zdecydujcie, czy warto i dajcie znać.
Kamieniołomy, kapliczki, źródła, wodospady, czy jest coś jeszcze? O tak. Na koniec wspomnę o jaskini Daveli – choć jest dość popularna, więc większość z Was może ją już znać lub już nawet odwiedziła.
Możemy zaobserwować w każdą niedzielę pielgrzymki do tej jaskini, bo jest jedną z najbardziej znanych Ateńczykom atrakcją tej góry.
A co tak przyciąga?
Jaskinia odkryta w V wieku p.n.e na górze Penteli, nazwana Daveli, na cześć złodzieja (jego prawdziwe nazwisko brzmiało Christos Natsios), który wykorzystywał ją jako kryjówkę i miejsce przechowywania swoich nieuczciwie zdobytych zdobyczy. Jest jedną z najbardziej tajemniczych miejsc w Atenach. Jaskinia Daveli, kiedyś używana jako kamieniołom marmuru, była podobno wykorzystywana jako miejsce kultu wyznawców boga Pana i jego nimf.
Jaskinia oznacza wejście do szeregu tuneli, które biegną przez górę i prowadzą do basenu z wodą w środku. Te naturalne formacje są również powiązane z psotnym bogiem Panem. Archeolodzy wydobyli z góry różne ceramiki przedstawiające Pana i jego nimfy, co sugeruje długotrwały związek między miejscem a bogiem. Odwiedzający Ateny mogą teraz znaleźć te starożytne skarby w Muzeum Archeologicznym. Istnieje również podwójny kościół bizantyjski wbudowany przez chrześcijańskich pustelników bezpośrednio w skałę przy wejściu do jaskini.
Dziwne rzeczy wydarzyły się w 1977 roku, kiedy rozpoczęto budowę jaskini, ale to, co było budowane i kto budował, pozostaje tajemnicą.
Chodzą również pogłoski, że jaskinia jest używana przez satanistów i okultystów.
Wśród tych gór kryją się inne ścieżki w inne inspirujące miejsca. Nie będę zdradzać każdej, by zostawić coś dla Was. Zostawię kilka map by zainspirować Was do zdobywania tej pięknej i niedocenianej góry.
Odkrywajcie ją z radością i szukajcie swoich szlaków. Nigdy nie wiadomo co znajdziecie na swojej drodze i co Was zainspiruje na trasie. To Wasze doświadczenie i przeżycie, więc korzystajcie i bawcie się dobrze.
Mam nadzieję, że udało mi się wzbudzić w Was ciekawość i zerkniecie przyjaznym okiem na górę Pendelii. To właśnie dzięki bogactwu naturalnemu, który skrywa się w tych górach dziś miliony turystów może podziwiać biel marmurowego cudu jakim jest Akropol.
A my tymczasem szykujemy się na nowe turystyczno – rowerowe szlaki.
Pozdrawiamy
Paweł i Sylwia