
Jaki był Twój pierwszy, ważny moment zetknięcia się z muzyką klasyczną i dlaczego wybrałeś fortepian, a nie inny instrument?
– To dość niezwykła historia. Kiedy miałem siedem lat, rodzice zabrali mnie na recital chopinowski, który odbył się w pięknych wnętrzach zabytkowego Pałacu Biskupów w Kielcach (to moje rodzinne miasto, mieszkałem w nim do momentu podjęcia studiów).
Solistką była wtedy Barbara Hesse-Bukowska, wielka postać polskiej i światowej pianistyki, laureatka II nagrody na Konkursie Chopinowskim w 1949 r. Pamiętam swoje ogromne, szczere zauroczenie muzyką, niemal natychmiastową chęć uczenia się gry oraz pragnienie wystąpienia kiedyś w tym właśnie miejscu. To ostatnie marzenie miałem okazję spełnić nawet kilkakrotnie, będąc uczniem kieleckiej szkoły muzycznej. Proszę sobie jednak wyobrazić, że w 1991 r., po ukończeniu szkoły i pomyślnie zdanym egzaminie wstępnym na Wydział Fortepianu, Klawesynu i Organów Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina w Warszawie, to właśnie od prof. Barbary Hesse-Bukowskiej (prowadzącej klasę fortepianu w tej uczelni i zasiadającej wówczas w komisji egzaminacyjnej) otrzymałem propozycję dalszej edukacji pianistycznej pod jej kierunkiem. Dodam jeszcze, że kilka lat później, w 65-rocznicę urodzin pani profesor, zorganizowano uroczysty benefis połączony z koncertem, w którym miałem zaszczyt wziąć udział. Całe wydarzenie odbyło się w… Pałacu Biskupów w Kielcach, jak widać – miejscu dla mnie symbolicznym. Z prof. Hesse-Bukowską wciąż utrzymuję stały, bardzo serdeczny, kontakt.
Jakie utwory zaprezentowałeś podczas koncertów w Grecji i jak zostały one przyjęte przez greckich słuchaczy?
– Festiwal, w którym brałem udział, nosił nazwę „Nokturny”. Bardzo ładna nazwa, prawda? Działająca na wyobraźnię… W epoce romantyzmu były to kompozycje fortepianowe otoczone pewną aurą tajemniczości, odnoszące się w założeniu do poetyckiej atmosfery nocy. Jak wiemy, stanowiły one ważną część twórczości Fryderyka Chopina. Mój repertuar miał więc praktycznie charakter monograficzny i składał się w przeważającej większości z dzieł naszego najwybitniejszego kompozytora. Zaprezentowałem m.in. polonezy: A-dur op. 40 nr 1 i As-dur op. 53, nokturny: Es-dur op. 9 nr 2 i Des-dur op. 27 nr 2, walce i mazurki, poza tym utwory Franciszka Liszta i Claude’a Debussy. Jeśli chodzi o publiczność, była w dużej mierze międzynarodowa i, co dla mnie szczególnie istotne, reagująca szalenie spontanicznie. Znaczną część słuchaczy stanowili Polacy (m.in. przedstawiciele Ambasady Polskiej w Grecji), miałem więc podwójną motywację, aby zaprezentować się z jak najlepszej strony przed moimi rodakami. Po występach spotkałem się z wieloma oznakami sympatii, więc chyba się udało…
Jak myślisz, z czego wynika fenomen wciąż rosnącej popularności muzyki Fryderyka Chopina na świecie?
– Kiedy się nad tym zastanawiam, dochodzę do kilku wniosków. Gdy ze współczesnej perspektywy spojrzymy na literaturę okresu romantyzmu, widzimy jak bardzo zmienił się język utworów. Czytając na przykład dzieła Adama Mickiewicza, Juliusza Słowackiego czy Zygmunta Krasińskiego, wyczuwamy określony dystans czasowy pomiędzy tamtą epoką a teraźniejszością. Dlaczego? Ponieważ dzisiaj w języku funkcjonują już inne zwroty, wyrazy, inny jest także sposób wypowiedzi lirycznej lub narracji. Tymczasem kompozycje Fryderyka Chopina naznaczone są jakąś osobliwą, jemu tylko właściwą ponadczasowością i brzmią, jakby były napisane wczoraj lub całkiem niedawno. Osobiście uważam, że w historii muzyki nie ma drugiego kompozytora, który wniknąłby tak głęboko w istotę brzmienia fortepianu, odkryłby tak bogaty świat dźwięków i całą paletę możliwości technicznych tego instrumentu, wymagając przy tym od wykonawcy niezwykłej wrażliwości na jakość każdego tonu. Niesamowite, że dzięki swojemu geniuszowi Chopin osiągał atmosferę natchnionej poetyckości bez bezpośrednich nawiązań do jakichkolwiek dzieł literackich. Wbrew powszechnemu wówczas głównemu nurtowi stylistycznemu, nie nadawał także konkretnych tytułów swoim utworom. Kreował najdoskonalszą, romantyczną treść, będąc w pewnym sensie antyromantykiem. Nie identyfikował się ze swoją epoką w taki sposób, jak czynili to inni, wśród nich m.in. Liszt i Schumann – twórcy, którzy poprzez manifestowanie bezpośrednich inspiracji literackich zostali niejako w naszej świadomości mocno przypisani do czasów, w których żyli. Chopin – wręcz przeciwnie. Jest wciąż bardzo współczesny. Jego muzyka pozostawia pewną estetyczną przestrzeń, której nigdy nie będzie można do końca zdefiniować. To zagadka nieśmiertelnego piękna i chyba dlatego tak bardzo nas fascynuje.
Czy według Ciebie muzyka klasyczna ma jedynie charakter elitarny i skierowana jest tylko do ściśle określonej grupy słuchaczy, czy może to być też gatunek dla każdego?
– Myślę, że niechęć wielu ludzi do muzyki klasycznej wynika w dużej mierze z tego, iż w odniesieniu do niej stosują często kryteria właściwe muzyce rozrywkowej. Weźmy na przykład typową piosenkę z listy przebojów – ma od początku do końca takie same tempo, pozbawiona jest zwykle stopniowych zmian natężenia dźwięku i ma prostą budowę zwrotkową z refrenem. Niektórzy szukają czegoś podobnego w muzyce klasycznej i dziwią się, że nie mogą tego znaleźć. W muzyce klasycznej tempo często ulega bowiem zmianom, co chwilę mamy kontrasty dynamiki i jej stopniowanie, a budowa – na przykład – symfonii jest o wiele bardziej skomplikowana niż rockowej piosenki. Trzeba zatem przestawić się na inny typ myślenia. Oczywiście, bardzo pomocna w poznawaniu muzyki klasycznej staje się wiedza na temat konstrukcji najważniejszych form czy umiejętność porównywania określonych stylów. Potrafimy wtedy w pełniejszy sposób docenić inwencję melodyczną lub rzemiosło kompozytorskie danego twórcy. Uważam jednak, że w przeciwieństwie do np. piosenek rockowych czy popowych, muzyka klasyczna wymaga skupienia całej uwagi podczas słuchania, zatrzymania się w pędzącym wciąż do przodu świecie i absolutnego poświęcenia wszystkich myśli. Wtedy smakuje najpełniej i najlepiej. Zdaję sobie jednak sprawę, że nie wszyscy tak potrafią. Z drugiej strony, każdy może przynajmniej spróbować szansy na znalezienie nowej przyjemności. Nie chodzi o zastąpienie dotychczasowych gustów, tylko otworzenie drzwi do trochę innego świata. Proszę mi wierzyć, że takie muzyczne „przejście na drugą stronę lustra” pozwala również na bardziej świadome słuchanie, a także odkrywanie nieznanych wcześniej fascynacji w obrębie muzyki rozrywkowej.
W takim razie, jakimi słowami mógłbyś przekonać młodych ludzi do słuchania tego typu muzyki?
– Mógłbym im zaproponować na przykład coś takiego: posłuchajcie wspaniale rozbudowanej gitarowej solówki z piosenki zespołu Guns N’ Roses November Rain (utworu nagranego zresztą z udziałem orkiestry symfonicznej) i monumentalnej kadencji fortepianowej, umieszczonej pod koniec I części Koncertu fortepianowego a-moll Edwarda Griega. W jednym i drugim przypadku otrzymacie magię wirtuozerii, niesamowitą pomysłowość w zakresie muzycznego przetwarzania tematu, wrażenie pełnego wykorzystania palety barw dźwięków odpowiednio – gitary i fortepianu oraz taką ekspresję wykonania, która powoduje ciarki na plecach. Zwróćmy uwagę – utwory te zostały napisane w odstępie 124 lat i są utrzymane w diametralnie różnych stylach, tym niemniej mogą wywołać bardzo podobne emocje.
Kto spośród wybitnych pianistów jest dla Ciebie największym wzorem?
– Trudno jest mi wskazać jedno konkretne nazwisko, mam raczej swoje ulubione wykonania konkretnych utworów. Uwielbiam na przykład Barkarollę Fryderyka Chopina w interpretacji Rafała Blechacza, triumfatora Konkursu Chopinowskiego z 2005 r. Blechacz eksponuje zmysłowość tego utworu, pełną uniesień i łagodnego falowania rytmu. Przekonuje mnie też szlachetnością dźwięku i swoistą logiką narracji, której… nie zaobserwowałem w wykonaniu Artura Rubinsteina, jednego z najważniejszych pianistów XX w. Za absolutnie cudowne uważam wspomniane już nagranie Koncertu fortepianowego a-moll Edwarda Griega z Krystianem Zimermanem, jako solistą. Nie wiem, czy można w jeszcze bardziej genialny sposób wydobyć piękno tej muzyki i odnaleźć tak cudowną równowagę pomiędzy szczerym liryzmem i śpiewnością tematów a brawurową i olśniewającą wirtuozerią. Z kolei nigdy nie zapomnę wrażenia, jakie zrobił na mnie cykl fortepianowy Maurice’a Ravela „Gaspard de la Nuit” w interpretacji Ivo Pogoreliča. Poprzez swą precyzję, selektywność brzmienia i dyscyplinę rytmiczną wnika głęboko w istotę stylu francuskiego kompozytora. A co do jego techniki, to musiał chyba podpisać pakt z diabłem (śmiech), bo normalnie człowiek nie jest w stanie czegoś podobnego osiągnąć.
Czy chciałbyś wrócić jeszcze kiedyś do Grecji w charakterze pianisty?
– W każdym charakterze [śmiech], ale oczywiście byłoby super ponownie tu wystąpić. Jestem wciąż pod wrażeniem mojego pobytu w Atenach. To miasto oddycha historią, nawet bardzo odległą, a przy tym jest bardzo współczesne, tętniące życiem i… niezwykle gościnne. Osobiście mocno wierzę, że marzenia się spełniają…
Ja również. W takim razie teraz coś zupełnie innego. Jako pianista musisz być obdarzony dużą wyobraźnią, możemy więc pofantazjować przez chwilę?
– Jak najbardziej.
Wyobraź sobie Twój występ pod Akropolem w towarzystwie słynnego greckiego tenora Mario Frangoulisa. Podoba Ci się taka wizja? Może słyszysz już, grane przez Ciebie, pierwsze dźwięki takiego koncertu?
– Wiem, że to wspaniały artysta, specjalizujący się w repertuarze musicalowym. Znany mi też jest fakt, że wybitny kompozytor Andrew Lloyd Webber, twórca wspaniałego musicalu Upiór w operze, osobiście zaprosił go do zaśpiewania jednej z głównych partii tego dzieła. Tak się składa, że kilka lat temu uczestniczyłem jako pianista w przygotowaniach do wystawienia Upiora w operze w warszawskim Teatrze Roma, znam więc dość dobrze partyturę i pamiętam wszystkie, nieśmiertelne tematy, jak Think Of Me czy All I Ask Of You. Wracając do Twojego ostatniego pytania, zamykam oczy i w wyobraźni słyszę pierwsze takty granego przeze mnie wstępu do słynnego fragmentu The Music Of The Night, a za chwilę śpiew Mario Frangoulisa. Muzyka, którą gra noc… Uwielbiam ten właśnie moment dzieła Andrew Lloyd Webbera. To byłby mój kolejny, tym razem musicalowy, „Nokturn” pod Akropolem. Myślisz, że to realne?
Życzę Ci tego. A czego jeszcze życzyć Ci w nadchodzącym Nowym Roku?
– Gwiazdki z nieba [śmiech]. A tak poważnie – razem z żoną spodziewamy się maleństwa, które przyjdzie na świat w marcu. To będzie chłopiec. Na razie wiemy, że już teraz bardzo lubi muzykę, ponieważ zawsze wtedy, gdy zaczynam ćwiczyć w domu na fortepianie, on niemal w tej samej chwili zaczyna dawać żonie delikatne sygnały swojej obecności. Muszę, więc grać porządnie, żeby go nie denerwować [śmiech]. A czego mi życzyć? Żeby urodził się zdrowy i żeby bycie ojcem stało się najlepszym koncertem, jaki zagram w życiu.
Korzystając z okazji, Tobie i wszystkim czytelnikom portalu Polonorama życzę pięknych, rodzinnych i radosnych Świąt Bożego Narodzenia oraz wszelkiego dobra w Nowym Roku.
Bardzo dziękujemy za życzenia i rozmowę. Do zobaczenia ponownie w Grecji!
rozmawiała: Marzena Mavridis
Dziękujemy hotelowi Softel Athens Airport za udostępnienie zdjęć.
© polonorama