Helena Zadreyko, polska malarka urodzona na Kresach. Od 37 lat mieszka w Atenach, aktywnie uczestnicząc w życiu artystycznym Grecji i Polski. Ma niezwykle bogaty i urozmaicony dorobek twórczy. Jej prace znajdują się w zbiorach 9 polskich muzeów, a także w wielu instytucjach państwowych i społecznych oraz w kolekcjach prywatnych w większości krajów Europy, Brazylii, Kanadzie, Turcji i USA. Wielokrotnie była nagradzana i wyróżniana za pracę twórczą i działalność kulturalną. Z okazji 50- lecia swojej pracy artystycznej dla czytelników Polonoramy opowiada o blaskach i cieniach swojej zawodowej drogi.

Minęło 50-lecie Pani pracy artystycznej, czy w którymkolwiek momencie działalności artysta może o sobie powiedzieć, że jest człowiekiem spełnionym?
50 lat minęło od obrony dyplomu, natomiast pół wieku pracy twórczej (samodzielnej bez korekty profesora) minie w tym roku. Dyplom broniłam z kilkumiesięcznym synkiem, więc nie miałam ani czasu, ani warunków, by po obronie zająć się malarstwem. Spełnienie można różnie rozumieć. Jako zadowolenie chwilowe np. po wykonaniu udanego dzieła; jako osiągnięcia celu; zdobycie nagrody; udział w super wystawie, itp.; ale także jako wewnętrzne opustoszenie, kiedy już nie można dać z siebie nic więcej. Najcudowniejszym spełnieniem byłoby osiągnięcie celów, sławy, pieniędzy, zaszczytów. Nie wiem czy istnieje człowiek, który odczuwałby SPEŁNIENIE ABSOLUTNE. Przeżywałam wielokrotnie doraźne spełnienia. Obecnie chciałabym mieć szansę namalować wiele dobrych obrazów, ale Los stawia mnie przed czarną ścianą odbierając mi wzrok.

Ile lat miała mała Helena, kiedy pierwszy raz trzymała w dłoni malarskie przyrządy?
Miałam dwa latka. Pędzli nie miałam, ale marzyłam o byciu malarką od 10 roku życia. Postanowiłam o tym po szkole podstawowej.

Pamięta Pani swoją pierwszą pracę malarską, grafikę?
Nie pamiętam, bo było ich tysiące. Nic się nie zachowało, a przecież w tamtych czasach nikt nie pstrykał fotografii.

Czy był ktoś w Pani życiu, po kim odziedziczyła Pani talent, ktoś, kto pokazał, że sztuka malarska może być tak niezwykła i pociągająca?
Nie wiem, bo wszyscy umierali młodo. Chyba jestem „czarną owcą”. Były w domu 2 ikony, a jak podrosłam, to w miasteczku widziałam reprodukcje na kartkach pocztowych. Rozróżniałam co piękne, a co kicz.

Co sztuka oznacza dla Pani oraz skąd czerpie Pani inspiracje do tworzenia swoich dzieł?
Sposób na życie, rodzaj szczęścia, które ratuje od udręczenia, głupoty, beznadziejności. Natomiast inspirację czerpię z otoczenia w jakimkolwiek się znajduję. Inspiracja jest wszędzie, wystarczy ją zobaczyć.

Pochodzi Pani z miejscowości na Kresach, czy Pani miejsce pochodzenia zaważyło na Pani twórczości?
Z pewnością, wszak w dzieciństwie nasiąkamy jak gąbka i stajemy się świadomymi ludźmi. Wokół była nieskażona przyroda oraz prości, dobrzy ludzie, ptaki, zwierzęta, barwne owady i chmury pełne kształtów i portretów – istny teatr nad ziemią.

Pani Heleno odkąd pamiętam od 35 lat mieszka Pani w Atenach. Czy przyjazd do Grecji wpłynął w jakikolwiek sposób na Pani twórczość malarską?
Właśnie mija 37-y rok od zamieszkania na stałe. Każda zmiana miejsca wpływa na człowieka, a tym bardziej na uważnego artystę. Jestem uważna, choćby z racji jednooczności. Południowe światło zmieniło mroki i szarości w moich obrazach na świetliste barwy, które przestały szemrzeć, lecz zaczęły dźwięczeć.

Czy ma Pani swoje ulubione miejsca w Grecji, które były dla Pani źródłem inspiracji?
Miejsc ulubionych w Grecji jest tak dużo, że nie sposób odpowiedzieć jednym zdaniem. Trzeba by napisać książkę. W mojej „Trzeciej Ojczyźnie”, którą teraz kończę wspominam o wielu cudownych miejscach, gdzie bywałam z malarzami podczas 25 lat istnienia Międzynarodowego Pleneru „Impresje Greckie”.

Jak wspomina Pani to doświadczenie, jaką ono miało wartość, Pani zdaniem, dla lokalnej Polonii?
Dla mnie było honorem zapraszać wspaniałych artystów, radością opiekować się nimi i pokazywać wspaniałe zakątki tego pięknego kraju. Ciężko pracowałam, żeby plener odbywał się co roku przez 25 lat. Szukałam sponsorów, a jak ich brakowało to dopłacałam sama rezygnując z własnych potrzeb na rzecz twórczości, wystaw i katalogów. Częstokroć zostawałam sama na „placu boju” i mimo to bywałam posądzana o czerpanie korzyści z pleneru, co było mocno krzywdzące.
Co do Polonii, to w początkowych latach istnienia plenerów na wystawach były tłumy. Jak Pani wie, odbywała się rotacja ludzi. Jedni wyjeżdżali, drudzy pojawiali się. Bywały więc różne stadia zainteresowania. Z pewnością wernisaże były atrakcją i wielu Polaków lubiło brać w nich udział. Szczególnie swojsko Polonia czuła się w KEO przy ul. Michail Voda. Szkoda, że Jezuici woleli pieniądze niż sztukę i ta willa przestała być Domem Kultury.

Gdzie Pani zdaniem łatwiej żyje się artystom – w Polsce czy w Grecji?
Nie wiem jak jest obecnie w Polsce. Mam porównanie z czasów gdy tam mieszkałam. Bez wątpienia mnie tam było lżej, bo byłam docenianą i szanowaną osobą. Tu musiałam walczyć o wszystko, najczęściej w samotności, bo sztuka mało kogo obchodzi.

Czy trudno jest dziś być malarzem i czy pociąga to za sobą jakieś wyrzeczenia?
Pani Marzenko, zawsze było trudno, a teraz jest TOTALNA KATASTROFA! Wyrzekamy się wszystkiego, co ludzkie i zaciskamy pasa…

Ile czasu poświęca Pani na malowanie i jak długo zajmuje Pani stworzenie jednego dzieła?
Całe życie. Nawet jak się udawało namalować niewielki obraz za dzień czy dwa, to trzeba dołożyć do niego 11 lat nauki plus lata doświadczenia.

Jak Pani sądzi, dlaczego w Polsce czy w Grecji często nie docenia się sztuki oraz wysiłku jaki wkłada autor w stworzenie dzieła?
Brak świadomości, wrażliwości, brak mody na posiadanie dzieła, brak pieniędzy u przeciętnego obywatela. Brak środków płatniczych w państwowych kolekcjach: muzeach, galeriach, urzędach. (Dawniej były).

Dlaczego obrazy produkowane „taśmowo” sprzedają się szybciej? Czy jedyną ich zaletą jest niska cena?
Można niską cenę brać za atut, ale świadczy to o braku gustu i braku pojęcia czym jest dzieło sztuki.

Co uważasz Pani za swój największy sukces w pracy twórczej?
Moim sukcesem jest to, że wytrwałam i nie rzuciłam nigdy pędzli mimo wielu życiowych trudności, które czasami spychały mnie na dno rozpaczy. Wtedy malarstwo było dla mnie ratunkiem.

Jak Pani widzi swoją sztukę dalej?
Na razie sztuki nie widzę, jedynie marzenia o niej, ponieważ ślepnę z powodu jaskry i nie wiem czy dam rady zrealizować jeszcze choć kilka marzeń i celów, jakie sobie stawiam.

Wiele osób zaczyna dopiero swoją artystyczną drogę, czy miałaby Pani dla nich jakąś radę?
Młodzi nie chcą przyjmować rad. Wiem o tym, bo 20 lat uczyłam młodzież: 3 lata w Polsce i 17 lat w Polskiej Szkole w Atenach. Każdy powinien mieć swój cel i dążyć do niego. Inaczej zgubi drogę i straci czas.

Proszę scharakteryzować swoją twórczość i obecne w niej nurty, a także inspiracje?
Nie jestem krytykiem sztuki i nie jest dla mnie ważne jak i kto scharakteryzuje. Zadaniem malarza jest malować wyrażając swój zachwyt kimś lub czymś, wyrażając myśl i sens. Być sobą, to znaczy nie malować jak ktoś, tylko mieć własny styl rozpoznawalny bez podpisu.

Pani techniki malarskie doskonale oddają różne formy życia i przejawy ludzkiej aktywności. Jakie motywy stanowią dla Pani szczególne wyzwanie?
Jestem entuzjastką wielu rzeczy, maluję to, co mnie urzeka lub ciekawi. Były okresy, kiedy malowałam dużo portretów. Z braku zamówień i chętnych do pozowania rozkochałam się w martwych naturach o bardzo szerokim asortymencie. W ostatnich latach z racji bliskości morza malowałam anatomię fal, przejrzystość wody, jej zmarszczki i blaski.

Co sprawia Pani najwięcej radości w pracy a co jest dla Pani najtrudniejsze w byciu artystą?
Największą radość daje sam akt twórczy, a największą trudność sprawia proza życia, która częstokroć nie dopuszcza artysty do sztalugi, a szczególnie trudno jest kobiecie obarczonej wieloma obowiązkami.

Czy poza malarstwem sięga Pani także po inne środki artystycznego wyrazu?
Maluję słowami od kilku lat. „Uroki Kresów” są wydane w 2016, „Druga Ojczyzna” w 2018, a nad „Trzecią Ojczyzną” pracuję czwarty rok. Miałam mnóstwo wszelakich przeszkód, dlatego to trwa tak długo.

W jaki sposób zostanie uczczony Pani 50-letni jubileusz pracy twórczej?
Są w planie dwie wystawy. Pierwsza z nich w Muzeum Ziemi Lubuskiej w Zielonej Górze z racji mojej niegdysiejszej przynależności do Związku Artystów Plastyków. Miała być otwarta w listopadzie 2020, ale sypnął się koronawirus i zniweczył plany. Nowy termin otwarcia jest 18 czerwca 2021, ale też, jak widzimy, jest pod znakiem zapytania.
Natomiast po zakończeniu tej pierwszej, druga ma mieć miejsce w Galerii BWA w Sieradzu, tam gdzie odbywa się od wielu lat „Triennale z Martwą Naturą”. Właściwe miejsce dla moich martwiczek.

Czego życzyć artyście, który ma za sobą półwiecze pracy twórczej?
Zdrowia i światła w oku, by widzieć choć odrobinę świata. Cóż jest wart ociemniały malarz?

rozmawiała: Marzena Mavridis
zdjęcia: archiwum prywatne